Narciarskie stoki po latach

Od wyjazdu na narty minęło już kilka lat i pewnie mijałyby kolejne, gdyby nie pewna firmowa inicjatywa. Jest bowiem w pracy ekipa, która organizuje się dwa razy w roku, by pośmigać po alpejskich trasach. Wiedziałam o niej od jakiegoś czasu, rozmawiałam z szefami, słuchałam opowieści o nieprzespanych nocach i połamanych nogach, aż w końcu ogarnęłam się na tyle, by dołączyć.

Wyjechaliśmy na przedłużony weekend w środę, 5 grudnia, i naszym celem było tym razem miasteczko Finkenberg w austriackim (tyrolskim) okręgu Zillertal. Dojechaliśmy po ciemku, ale nie umknął naszym oczom zielony kolor doliny i totalny brak śniegu. Skorzystaliśmy z jesienno-wiosennej aury, podjeżdżając bez problemów i bez łańcuchów pod nasz wysoko położony dom 🙂

Na czas pobytu przesiadłam się do samochodu, który spod apartamentów odjeżdżał najwcześniej. Nie po to się przecież jedzie na trzy dni, żeby delektować się kawą i śniadaniami! W zamian wolałam posiedzieć na stoku, racząc się między zjazdami grzanym winem. Pierwszego dnia, nie wierząc w opowieści o znośnych warunkach w samym Finkenbergu, pojechaliśmy na lodowiec Hintertux. No i masakra! Po latach bez nart sztywne nogi, jakieś obawy, a do tego sprzęt Siostry i nieogarnięte stoki. Grubo! Pierwsze godziny były walką ze śniegiem i z własnymi ograniczeniami, ale pod koniec dnia jeździło się już doskonale. U góry lodowca znalazłam wyśmienitą, bardzo szeroką trasę i z każdym zjazdem bawiłam się coraz lepiej.

Drugi i trzeci dzień poświęciliśmy już na jazdę w ośrodku najbliżej domu. Tak blisko, że kawałek kolejki było widać z okna. Zaliczyliśmy poranny sztruks, ale wjeżdżaliśmy też w zaspy od armatek. Non stop mijałam się na stokach i w barach z szefem – złapaliśmy się dopiero trzeciego dnia w południe 🙂 Co chwilę wpadało się na kogoś swojego – a to na wyciągu, a to na trasie, a to w knajpce. I co jakiś czas można się było na kilka zjazdów przyłączyć do kolejnej fajnej ekipy.

A poza nartami? Było dużo śmiechu, ognisko z naszymi ludkami ze wszystkich trzech lokalizacji, dobra kawa z ekspresu i długie towarzyskie wieczory. W marcu jadę ponownie.

Widzicie te dzikie tłumy na stokach? Tak właśnie było! 🙂