2018: Pelješac

Winiarnie półwyspu Pelješac i dachy Dubrownika

Trzeci wyjazd do Chorwacji był wyjazdem w najmniejszym gronie (we dwoje) i w jeden z najdalszych zakątków kraju. Tym razem wybór padł na Lovište – małą miejscowość na samym końcu półwyspu Pelješac, gdzie pije się dobre lokalne wino i pływa się w lazurowej zatoce.

Mieszkaliśmy w domku typu holenderskiego czy też w tzw. mobile house. Jak zwał, tak zwał. Mieliśmy wygodny salon z bardzo dobrze wyposażonym aneksem kuchennym, dwie sypialnie, z których jedna służyła nam za garderobę, WC i łazienkę z prysznicem. Przed domem był taras z ogrodowym kompletem wypoczynkowym, a wokół trochę ogrodzonego murkiem, zacienionego terenu z drzewkami oliwnymi, śliwami, leżakami i grillem. Żadnych innych domków! Nie trzeba było ruszać się z kanapy, by podziwiać kolor morza i wystarczyło zejść kilkadziesiąt metrów, by dotrzeć na plażę. Po prostu rewelacja!

Świetna lokalizacja nie była jedynym plusem domku – mieliśmy też bardzo miłych gospodarzy. Powitali nas dżemikiem i pomidorami, pożegnali buteleczką domowego wina. Mieszkali niedaleko, ale przez cały tydzień nie dawali o sobie znać, chyba że przypadkiem spotkaliśmy się na deptaku. I chyba podobało im się, w jakim stanie zostawiliśmy domek, bo dostałam MMS z dużym sercem i uśmiechem 🙂

Czas spędzaliśmy rozmaicie – biegałam w ramach Wyzwania, czytałam, M. eksplorował i nawiązywał kontakty, trochę spacerowaliśmy, plażowaliśmy, pływaliśmy, jedliśmy ryby i oczywiście oglądaliśmy wybrane mecze Mistrzostw Świata. A poza tym pojechaliśmy na dwie wycieczki.

Pierwszym naszym celem była Korčula, do której popłynęliśmy bez samochodu z miejscowości Orebić. Prom dopływa do przystani znajdującej się nieco ponad 2 km od starego miasta, ale dla nas to nie był problem. Warto jednak wspomnieć, że równolegle pływają mniejsze statki dla niezmotoryzowanych, cumujące w samym centrum. Bilet kosztował 16 kun od osoby w jedną stronę. Połaziliśmy po mieście, porobiliśmy zdjęcia, a po powrocie na półwysep pojechaliśmy jeszcze na obiad do maleńkiej osady Borak. W restauracji Braenović skosztowałam wina z winnicy Matuško, ale ostatecznie wszystkie winiarskie zakupy zrobiliśmy w winnicy Madirazza w miejscowości Potomje 🙂 Chętnie wrócę na Pelješac dla samych tych smaków!

Celem drugiej wycieczki, zaplanowanej na środek tygodnia, była Perła Adriatyku – Dubrownik. Było chłodno, chmurzaście i odrobinę deszczowo (po drodze), ale miasto jest piękne i warte zobaczenia. Za 150 kun (90 zł) od osoby kupiliśmy bilety na spacer po murach dookoła Starówki. Nie było tanio, ale naprawdę było warto. Bardzo! Przepiękne widoki i zero wycieczek, bo wszystkie plątały się na dole, po ciasnych uliczkach 🙂 Obiad zjedliśmy już w porcie, niedaleko miejsca, gdzie za darmo (!) zaparkowaliśmy samochód.

A wracając do domu przejechaliśmy przez Riwierę Makarską, gdzie góry stykają się z morzem, ale z perspektywy drogi numer 8 kolejne miejscowości wcale nie zachęcały nas do pobytu w tym szczególnie ukochanym ponoć przez Polaków miejscu. Może któregoś dnia tam dopłyniemy i widoki jeszcze nas pozytywnie zaskoczą? Kto wie? 🙂 Chwilowo jesteśmy zachwyceni spokojem małej wioski, gdzie w knajpach nie było dzikich tłumów, a na plaży zawsze można było znaleźć wygodne miejsce bez uprzedniej ręcznikowej rezerwacji.

Podsumowując, to już nasz trzeci wyjazd nad Adriatyk, a dopiero teraz poczuliśmy, że tydzień nad chorwackim morzem to trochę mało. Za rok planujemy pobyć dłużej!