Kijki w mielnie – edycja 2018

Kolejny rok i kolejna edycja Pucharu Polski Nordic Walking! Tym razem w wersji rozszerzonej, bo pojechaliśmy nad morze w cztery osoby i na cztery dni (licząc podróż). Było niesamowicie.

W środę przyjechali Rodzice, a w czwartek rano wyruszyliśmy w podróż. Spokojną i stosunkowo krótką, bo pod Gąskami zameldowaliśmy się chwilę po drugiej. Na miejscu okazało się, że z racji tego samego nazwiska na dwóch niezależnych rezerwacjach dostaliśmy pokoje na uboczu i ze wspólnym, słonecznym balkonem. Mieliśmy niesamowity widok na brodzące po łące bociany, „kicaki”, sarenki oraz zadbane podwórko z niewielkim basenem, placem zabaw i miejscem na grilla. Pokoiki były małe i brakowało w nich czegoś wygodnego do siedzenia, ale nasz pobyt był krótki i intensywny, więc nie narzekaliśmy. Miejsce godne polecenia (szukajcie na Booking.com, Villa Amelia, Gąski-Paprotno).

Po ogarnięciu pokoi i bagaży wyruszyliśmy na spacer i na obiad do pobliskiej restauracji Włóczęga znajdującej się nieopodal latarni. Także wartej uwagi, choć było w niej chłodnawo. A potem już głównie odpoczywaliśmy 🙂

Na piątek Mama zaplanowała wycieczkę, więc pojechaliśmy do Kołobrzegu i do Dźwirzyna. W pierwszym miejscu zaliczyliśmy kawę, długaśny spacer po pięknie utrzymanym nadmorskim parku i plaży oraz szybki marsz w ramach mojego Wyzwania, a w drugim miejscu odwiedziliśmy Ciocię Bożenkę na świeżo rozpoczętych wczasach i zjedliśmy obiad. Potem podjechaliśmy jeszcze do Mielna odebrać pakiety startowe i uściskać kogo trzeba.

Na sobotę był przewidziany punkt kulminacyjny wyjazdu czyli zawody Pucharu Polski Nordic Walking. Dla mnie kolejne, dla Mamy pierwsze, więc było sporo emocji! W porównaniu do zeszłego roku nieco zmieniono trasę i po plaży szło się dwa razy mniej, więc trochę poprawiłam swój czas. Oczywiście spotkałam też swoich ulubieńców – Mirę, Rafała, Edytkę i Roberta. No i widziałam sporo znajomych buziek z innych miejsc i dystansów.

Po zawodach dość długo plątaliśmy się po okolicy, ogrzewając się grzanym winem, ale w końcu wróciliśmy do domku na pysznego i długiego, słonecznego i chłodnego grilla. M. stanął na wysokości zadania! Nie dość, że zrobił zakupy, to jeszcze potem ogarniał całość przygotowań. Kochany 😀

I tym sposobem, szybko i niespodziewanie nadeszła niedziela… A szkoda! Jeszcze by się posiedziało na słonku z kieliszkiem wina w dłoni!

Zdjęcia: Tata oraz Ewelina Środa Photography