Sylwester w Zawoi

Okres poświąteczno-noworoczny zdecydowaliśmy się tym razem spędzić poza domem i nasz wybór padł na Zawoję. Internetowa mapa turystyczna pokazywała tam szeroki wybór szlaków, a w dodatku nie kojarzyłam, żebym kiedykolwiek była w tej najdłuższej polskiej wsi (w przeciwieństwie do mojej Sis, która jeździła tam na kolonie). Faktycznie długa miejscowość ciągnie się u stóp Babiej Góry, majestatycznej towarzyszki naszego urlopu, którą było widać z niektórych okien naszego pensjonatu. Mieszkaliśmy w miejscu o nazwie „Styrnol”, w małym, cichym pokoju z widokiem na podwórko i las, w warunkach dalekich od luksusu, o którym czytaliśmy w ofercie, ale w pełni akceptowalnych. Właściwie przeszkadzał nam jedynie brak dziennej części – np. fotelików, by nie siedzieć na łóżku. Można było skorzystać z mebli wypoczynkowych przy recepcji, ale nie było to rozwiązanie komfortowe.

Stołowaliśmy się w Dzikiej Chacie po drugiej stronie ulicy. Śniadania mieliśmy w formie stołu szwedzkiego, a obiadokolacje w formie z góry określonego zestawu dwóch dań i napoju. Było obficie i smacznie. A mieliśmy trochę stresu, bo niedługo przed wyjazdem obejrzeliśmy tamtejszy odcinek „Kuchennych rewolucji”… 😀

Czas spędzaliśmy na luzie, a naszym największym wyczynem (poza pieszą wyprawą do centrum oddalonego o 5 km) było zimowe, bohaterskie wejście na Markowe Szczawiny. I nie ma się co śmiać z tego określenia, bo w schronisku spotkaliśmy całkiem sporo turystów z rakami na butach i czekanami w rękach! Mniej poważnie niż my wyglądali tylko biegacze w adidaskach i cienkich kurteczkach 😀

W każdym razie warto się tam wspiąć dla pysznego grzanego wina i równie pysznego grzanego piwa.

Dodatkowo, pojechaliśmy także do Suchej Beskidzkiej i Makowa Podhalańskiego. Karczma Rzym była zamknięta (przyjechaliśmy za wcześnie), ale sanktuarium otwarte.

Punktem kulminacyjnym krótkiego poświątecznego urlopu była oczywiście impreza sylwestrowa. Dzień wcześniej, w sobotę, można było potrenować tańce-wygibańce na cotygodniowej potańcówce z muzyką na żywo. Niestety wpadliśmy wówczas tylko na piwo, a szkoda, bo muzyka była lepsza niż dzień później. No, ale skąd mieliśmy o tym wiedzieć? W wieczór sylwestrowy „wylosowaliśmy” jednak całkiem niezły stolik, ze starszym od nas, ale bardzo wesołym towarzystwem. I świetnie się bawiliśmy.

Wróciliśmy do Wrocławia 2 stycznia, zaglądając po drodze do Muzeum Browaru w Żywcu (spontanicznie) i do Rodziców w Gliwicach (celowo). Muzeum jest świetne! Interaktywne i z piwem w cenie biletu 😉

Linki 🙂
Hotel: www.styrnol.pl/
Karczma: dzikachata.com/
Muzeum Browaru Żywiec: muzeumbrowaru.pl/